160 - ŻAR-owy weekend :)
d a n e w y j a z d u
91.80 km
15.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:60.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Accent El Norte
Miało być spokojnie i piknikowo, na luzie, bez podjazdów, z parasolami ... Ale nie było :P Namawiałem Sabinę na wyjazd z ekipą piknikową, ale Ona widziała inaczej nasz weekend. Góry, namiot, spanie na dziko, wieczorne ognisko, ja dorzuciłem do tego rowery, na co Sabina bez problemu przystała, chociaż do końca pewnie nie wiedziała na co się pisze.
Nie bardzo wiedziałem, gdzie pojechać, aż przypomniało mi się o urokliwym jeziorze żywieckim i był to strzał w dziesiątkę. W sobotę z rana szybkie pakowanie, dojazd na pociąg i pojechali ;) Po nie całych dwóch godzinach meldujemy się w miejscowości Pietrzykowice Żywieckie, skąd jedziemy na ubocza Żywca, robimy małe zakupy i kierujemy się na wał prowadzący do jeziora.
Lampa nie ziemska, już wtedy wiedziałem, że łatwo nie będzie, jeśli nie znajdziemy szybko miejsca na obozowisko. A z tym nie było kolorowo, chociaż nie narzekałem, bo mogłem pojeździć :P Objechaliśmy 3/4 jeziora, aby trafić na docelowe miejsce, do którego dostać się można było jedynie pokonując krzaki, oraz sporą ilość kamieni, co zapewniało nam jak się później okazało błogi spokój.
Po browarkowej aklimatyzacji, trzeba było rozłożyć nasz domek, nazbierać drewna na wieczorne ognisko i mogliśmy już lenić się do następnego dnia, co wychodziło nam nadzwyczaj dobrze :D
Noc minęła spokojnie i obudził nas przepiękny poranek z widokiem, jaki chciałbym mieć codziennie ; góry. Lampa znowu zaczynała świecić, że hej, a my w planach mieliśmy jeszcze górę Żar, bo będąc tak blisko szkoda by było to odpuścić.
Sprawnie dojechaliśmy na zaporę w Tresnej, po czym skierowaliśmy się do stacji kolejki na górę. Pomimo dużych ambicji Sabiny, wjazd na Żar, to jeszcze nie jej liga i na górę wysyłam ją kolejką, a sam atakuję podjazd. Na szczycie jestem w około 30 minut, na raz i jakoś lekko z przełożeniem 1 x 3, 1 x 4.
Chyba trochę zmarnowana ...
Na górze dość długi odpoczynek, posiłek i czas się zbierać na pociąg. Czerwony z Żaru wołał mnie, ale co zrobię z Sabiną ... Rozwiązanie było takie, że Sabina sobie na dół zjechała asfaltem, a ja obok pucharowej trasy DH, czyli stokiem w dół, dzięki czemu choć trochę mogłem po kamcolach pobrykać :D.
Na dole już chwila na tłumaczenie kolejnego odcinka, jaki został nam do pokonania, czyli Tresna - Bielsko Biała, przez Kozy i drogę krajową numer 52. I tu Sabina pokazała, że potrafi, swoim tempem, ale potrafi. Chociaż pewnie, jak i ja dwa lata temu nie jedną urwę pod nosem rzuciła, bo droga jest mozolna, cały czas góra-dół, aż do samego BB.
W Bielsku godzina oczekiwania na pociąg, potem godzina jazdy i w domu jesteśmy trochę po godzinie 23. Było mega, Ty byłaś mega, dziękuje Ci bardzo.
Kategoria Góry, Miasto, Mieszane, PC-991@2, W towarzystwie
komentarze
Fajny wypad...
I nawet namiot sie udało skombinować jak widzę ;)
Fajnie że miło i aktywnie spędziliście czas, też chce w góry :)
PS: słitaśny namiot :P