Szturm na zamek w Chudowie
d a n e w y j a z d u
82.70 km
24.00 km teren
04:14 h
Pr.śr.:19.54 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1802 kcal
Rower:Scott Apache '98
Od tygodnia razem z znajomymi i nie tylko z forum, planowaliśmy dzisiejszy wyjazd. Opcji było kilka, ale ostatecznie decyzją większości, za cel obraliśmy sobie zamek, a raczej jego ruiny w Chudowie.
Ekipa wyjazdowa początkowo podzielona została na dwie drużyny, które spotykały się w różnych miejscach ; Chorzów Batory PKP, oraz K-ce Ligota osiedle akademickie. Ja startuję razem z Grzegorzem, Markiem, Filipem i Zyziem z pod dworca w Chorzowie. Tam miał stawić się jeszcze Wojtek, ale praca, a właściwie powrót z nocki, wykluczył go z wypadu.
Z pod dworca Grzegorz wypalił jak z procy, za nim Filip, na zmianę Marek i ja i Zyziu. Tempo trzeba przyznać wyśmienite, kto jechał ten wie ;)
Można powiedzieć, że chwilę później znajdujemy się już na miejscu spotkania z drugą grupą, w skład której to wchodzą : Gosia, Werka, Karpik, Irek34, Irek (softnet), Rico, oraz Marcin (brat Gosi). Był także uwaga ... Don Pedro z krainy deszczowców, czyli rowerzysta mówiący, że jedzie na Mikołów, a dojechał z nami na zamek, nie przedstawiając się itp. Aczkolwiek Grzegorz ma go złapanego na fotce, więc może ktoś go rozpozna ;)
Dobra, ruszamy w stronę lasu, jedziemy, jedziemy i oczywiście jedziemy dalej, raz wolniej, raz szybciej gubiąc ogonek, ale zawsze ktoś w miarę zaskoczy, że chyba za szybko i czekamy na resztę. Na całe szczęście z przodu jedzie Filip, który zna trasę, a stawkę zamyka Grzegorz, także dobrze znający ścieżki prowadzące do celu. Raz na jakiś czas, oczywiście wskazany jest postój, aby zebrać całą grupę, uzupełnić płyny :
Przez Starą Kuźnię i Borową Wieś docieramy na miejsce, tym samym zdobywając zamek w Chudowie, pod którym spędzamy hmm 5 minut :D, kierując się w określone miejsce odpoczynku :
Nasze przybycie pod wrota zamku, zostało hucznie obwieszczone przez Marcina, w jaki sposób, pisać nie będę, kto był ten wie :P
Dalej piwko, smiechy, miśki Haribo itp :
Był i też mój poprzednik, jakiś taki drętwy, nie rowerowy :P
No ale czas mijał, fajnie się siedziało, a trzeba było jeszcze wrócić i to z zakręceniem na Starganiec, gdzie na zakończenie miało się odbyć ognisko. Tym samym wyruszamy, jedziemy i znowu jedziemy, aż tu nagle sklep :D Jak można się domyślić, ekspedientka bardzo ucieszyła się na nasz widok, ponieważ z lodówki zniknął prawie cały zapas wusztu (kiełbasy :P ). Zakupy zrobione, do stargola kawałek, więc lecimy dalej, sprawnie i prawie bez przeszkód ...
Kawałek przed miejscem docelowym Irek (softnet), łapie kapcia.
Jak to w naszym kraju bywa ; 10 patrzy, a dwóch robi ;) Ale cała akcja zajęła dosłownie moment i pomknęliśmy dalej, przez te różne łąki, pola, lasy, kamienie i piaski, docierając na Starganiec.
Tam już tylko szybkie zbieranie drewna na ognicho, przez główną ekipę, a ja z Irkiem lecimy na Ligotę do sklepu. Meldujemy się, gdy nazbierane i rozpalone, a towarzystwo rozbawione ;)
Były wuszty klasyczne, ale także i wersje karbonowe dla prO bikerów :D
Szybkimi krokami, zbliża się wieczór i zbieramy się w drogę powrotną przez lasy na Ligocie, gdzie w pewnym miejscu oddzielają się od nas Marek i Grzegorz, którzy jadą w swoją stronę, a my dalej w kierunku osiedla akademickiego. Tam odłącza się od nas Filip, który leci swoją drogą do Katowic, my natomiast żegnamy kolegę, który przyjechał z Karpikiem ( sorki, zapomniałem imienia ... ) i jedziemy w kierunku dzielnicy Ochojec.
Następuje kolejne pożegnanie :( Tym razem z Gosią, Irkiem i Marcinem. Jeszcze tylko rundka na kubusiu Marcina i dochodzę do wniosku, że taki rower to nie dla mnie :P
Zostaję razem z Werką, którą to eskortuję no powiedzmy, że pod sam blok ;) i udaję się w kierunku domu.
Sił jeszcze na tyle, że gdyby nie godzina i brak partnera/partnerki, z wskazaniem na tą drugą osobę :D do jazdy, to do 100 km by się dokręciło.
Panie i Panowie, bardzo Wam dziękuje.
Kategoria Lasy, Miasto, W towarzystwie
komentarze
Więc może tam się udamy i też oczywiście ognisko robimy