Kato - BB - Żywiec - Żar -BB ...
d a n e w y j a z d u
176.00 km
0.00 km teren
08:11 h
Pr.śr.:21.51 km/h
Pr.max:54.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Scott Apache '98
Godzina 6 rano, pobudka i ostatnie przygotowania do wyjazdu w kierunku Beskidów ... Tam z Filipem mamy zostawić Becię, a sami będziemy się kierować na Żywiec i górę Żar. O 7 spotykamy się w Katowicach na ul. Warszawskiej i po chwili rozmowy ruszamy w trasę, która początkowo wiedzie nas do Pszczyny i Goczałkowic.
Pogoda dopisuje, pomimo porannych mgieł i lekkiego uczucia chłodu, wiemy, że dzisiaj zimno nam nie będzie.
Filip się wentyluje, a w międzyczasie dojeżdża do nas Becia.
Do Pszczyny i kolejnego punktu wyprawy, pozostało nam już nie wiele kręcenia, ale w tym czasie pojawiają się wątpliwości, czy aby na pewno dojedziemy gdzie chcemy. Becia dzisiaj w formie życiowej nie była i sama proponuje wspólną jazdę do zapory w Goczałkowicach, a tam mamy się rozdzielić. Chwila rozmowy nt. jej pomysłu i jedziemy dalej.
Droga do zapory, gdzieś w oddali Filip, a ja czekam na koleżankę, aby przypadkiem nie skręciła na skrzyżowaniu ;) Poniżej już przystanek na zaporze.
Widoki trzeba przyznać, że kiepskie, pomimo słońca na niebie, cały czas utrzymująca się lekka mgła nie dała nacieszyć oczu. Tutaj też robimy dłuższą przerwę, spoglądamy na mapy i zapada ostateczna decyzja, że dalej jedziemy w dwójkę, a Becia do Bielska Białej, ma w zasadzie prostą drogę, momentami prostą, ale w sensie pionowym ;)
Żegnamy się i startujemy, tempo dość spokojne, cały czas staramy się utrzymywać okolice 28-30 km/h i skuteczne nam się to udaje, aż do podjazdu w Wapiennicy, gdzie to pojawiła się pierwsza ścianka dnia dzisiejszego. Spoglądając na znak drogowy, który proponował 12% nachylenie, średnio się ucieszyłem, ale jechać trzeba było. Nie często zdarza mi się takie pagórki robić, to też łatwo nie było, ale daliśmy radę. Później, właściwie przed samym Bielskiem kolejny podjazd i tu już skapitulowałem ; od dobrych trzech miesięcy nie jeździłem na 1 z przodu, tak dzisiaj ochoczo zrzucam na 1 i kręcę sobie 13 km/h pod górkę.
Koniec podjazdu, zaczyna się ścieżka wzdłuż lotniska, wcześniejsze powiedzmy utrudnienia, zaczynają rekompensować widoki ; w końcu widać góry ;)
Jedziemy na centrum BB, z tego miejsca kierować będziemy się na Żywiec. Dziwnym trafem gubimy się, robimy kółko w Bielsku i znowu jesteśmy w centrum. Tam już obieramy odpowiednią drogę. Ale, ale ... Filip ma na nią inna koncepcję, jak i ja. Tym samym na jednym z skrzyżowań, On leci swoją drogą, a ja swoją. Efektem tego jest, że spotykamy się na zjeździe w Łodygowicach. Ja swojej drogi nie żałuję, widoki miałem całkiem fajne.
Dobra, w końcu po wielu trudach docieramy do Żywca, gdzie robimy małe zakupy, orientujemy się jak z powrotem i ile nas jeszcze czeka kręcenia na Żar. Opcja wydaje się optymistyczna, w końcu to tylko jakieś 15 km, do początku podjazdu, więc po krótkiej przerwie ruszamy w trasę.
Przez centrum Żywca, kierujemy się na Tresną, dalej Międzybrodzie ... Chwilę, po wyjeździe z centrum słyszę od Filipa, soczyste "o kurwa". I wcale mu się nie dziwię, bo górek już dzisiaj trochę było, 110 km na liczniku, a tu na powitanie kolejnego odcinka mała ścianka. W zasadzie nie było by, w niej nic złego, gdyby nie to, że te ścianki ciągły się do samej zapory w Tresnej :D, gdzie w końcu udało nam się dojechać.
Widok z zapory, w oddali nasz cel.
Spoglądamy na mapę, decydujemy się i zaczynamy wjazd na Żar, z małym postojem, gdzie zapada decyzja, że jedziemy asfaltem, a nie terenowym szlakiem. Chociaż nie powiem, bardziej byłem za opcją terenową. Po Salmopolu, zdobytym jakiś czas temu, w górach nie byłem i wiedziałem, że nie ma co się spinać, a jechać swoje i nie gonić. Tak, czy siak się tam dojedzie.
1 z przodu, 3, albo 2 z tyłu i drapiemy powoli do góry. Widoki świetne, zmęczenie już jeszcze lepsze ... Od Żywca boli mnie kręgosłup, kręcę powoli, aby jechać, nie zatrzymać się, bo wiem, że ciężko będzie ruszyć. W pewnym momencie mijam Filipa siedzącego, ale nie zatrzymuje się, jadę dalej. I nagle urwa zaczyna dzwonić telefon, raz, drugi raz. Wybija mnie to z rytmu i zatrzymuje się. Chwilę później ruszam i już do końca bez stopu ; Żar na dwa razy, Salmopol na 4 :P
W końcu jesteśmy na górze, gdzie można odpocząć, porobić fotki, pomyśleć nad drogą powrotną.
Zbiornik na górze Żar. A poniżej widoki :
I czerwony szlak jakim będziemy zjeżdżać w kierunku Bielska. Opcja średnio spodobała się Filipowi, ale wyboru nie miał ;)
Prezentował się on początkowo tak ; do zjechania, przynajmniej klocki się dotrą.
No to śmig w dół, a po chwili szlak się dzielił na samochodowy i pieszy. Ten drugi nie był zbytnio przystosowany do naszych rowerów, a może to rowery do niego ? Wybieramy samochodowy i jakoś się jedzie, aż do momentu, gdzie trzeba zejść, bo jest za grząsko, dużo gliny, liści i kamieni.
Dalej już było lepiej, oczywiście kamienie ciągle nam towarzyszyły, ale momentami można się było puścić i nie myśleć o tym, że będzie dzwon. Ale, do czasu ... Na końcu szlaku zaskakuje nas ponad 2 metrowy uskok. A wcześniej można było spokojnie pocisnąć w dół ; jakby się to skończyło mówić nie trzeba.
Dalej już dało się zjechać bez przeszkód, no prawie, bo gubimy szlak i okazuje się, że mamy znowu przed sobą ściankę, gdzie o dziwo Filip stwierdza, że pitoli, dalej nie jedzie i wypych.
Udało się, dojechaliśmy do asfaltu, gdzie to wcześniej obraną drogą nr. 52 mamy się udać na Bielsko. Początkowo idzie nam to świetnie, tempo utrzymuje się na poziomie 32-35 km/h, aż do czasu. DK 52 okazuje się finalnie gorsza, niż droga z Żywca na Tresną. Przeklinam ten wybór, ale nie poddaję się i jadę dalej. Filipa tempo odpuszczam i jadę swoje, nerwowo spoglądając na licznik i godzinę, aby zdążyć w Bielsku na pociąg, którym mieliśmy jechać z Żywca.
Udaje nam się to, a nawet mamy jeszcze chwilę czasu do odjazdu ;) W pociągu z kilkoma bikerami trochę rozmowy i wysiadam w Piotrowicach, gdzie czeka na mnie Gosia. Filip jedzie dalej, ja wracam do domu hmm o nie wiem której ;)
Trip bardzo udany, męczący, ale nie zawsze jest płasko. Kolejny raz uświadomiłem sobie, że trzeba kręcić, kręcić i kręcić.
Dzięki.
Kategoria Miasto, Góry, W towarzystwie
komentarze
Po prostu czekałem na Devil bo coś mi zaświtało, że to nie tu! Jak się potem okazało miałem rację co do tego!
Wyprawa fajna co tu wiecej mowic.